Joga a weganizm + zdobycze z Veganmanii 2017

Tym razem temat pośrednio związany z jogą – weganizm. W miniony weekend odbywał się po raz czwarty we Wrocławiu festiwal Veganmania, organizowany przez stowarzyszenie Otwarte Klatki. Jest to dla mnie dobry pretekst, żeby napisać parę słów o tym, co ma joga wspólnego z weganizmem, a także o subiektywnych ulubieńcach festiwalowych.

Zdobycze z Veganmanii 2017

Zdobycze z Veganmanii 2017

Joga a weganizm

Praktyka jogi polega nie tylko na ćwiczeniach fizycznych. Ćwiczymy też swój umysł i psychikę, rozwijamy świadomość. Joga to także jamy i nijamy, czyli zasady moralne. Wśród nich znajduje się ahimsa, czyli niekrzywdzenie. Ma ona szerokie znaczenie, ale zastosowana w tym konkretnym kontekście byłaby jak najbardziej zgodna z weganizmem. To nie jest oczywiście tak, że od każdego przychodzącego po raz pierwszy na zajęcia jogi wymaga się od razu zadeklarowania weganizmu ani stosowania tej czy innej zasady. To regularna praktyka sprawia, że zaczyna się je lepiej rozumieć i ich stosowanie staje się z czasem naturalnym wyborem.

Joga rozwija wrażliwość nie tylko na własne ciało, myśli, emocje, duchowość, ale i na to, co się dzieje wokół. Oczywiście, nie żyjemy w świecie idealnym i nawet wśród nauczycieli znajdą się tacy, którzy nie rozumieją i śmieją się z wegan.

W większości jednak nauczyciele jogi to co najmniej wegetarianie, a przykładem weganina jest Robert Spica, u którego bywam na warsztatach, opisany w postach <klik> <klik>

Veganmania

Zastanawiałam się, czy wybierać się na ten festiwal. Mnie do weganizmu przekonywać nie trzeba. Zdarza mi się jeszcze czasem „zgrzeszyć”, gdy niestarannie przejrzę skład (jedzenia czy kosmetyków) lub gdy jedyną bezmięsną opcją na posiłek gdzieś na wyjeździe jest coś serowego, ale ogólnie sama nie kupuję nabiału, nie mówiąc o mięsie (kupowane tylko dla kota). Mamy tyle wegańskich knajp we Wrocławiu, że jest w czym wybierać.

Przejrzałam jednak opis (wykładów, wystawców) i zdecydowałam, że warto chociażby dla kilku punktów (kolejność przypadkowa).

  1. Vegab – wegański kebab z Krakowa. W Krakowie bywam regularnie na kursie nauczycielskim z jogi, ale akurat do Vegabu nie jest mi po drodze, więc czemu nie skorzystać, kiedy przyjeżdża do mojego miasta. To chyba była jedna z najdłuższych kolejek, ale stałam krócej niż droga do Krakowa i z powrotem, więc w sumie wygrałam 😉 Sam vegab smaczny. Nie przepadam wprawdzie za zastępowaniem mięsa czymś wegańskim, bo to trochę tak, jakby nie można było się wyrwać z dawnego schematu odżywiania, ale w ramach ciekawostki, warto spróbować.
  2. Koszulka z wegańskim napisem od Menimy. Bo jeszcze nie mam tego typu koszulki, w ogóle mało mam koszulek z napisami, a ten będzie dodatkowo mnie motywował.
  3. Sok z kiszonych buraczków (M. Sznajder). Znałam go już z wcześniejszych targów żywności ekologicznej i nie jest to nowość, a jednak nie widuję go w zwykłych sklepach. Mniam.
  4. Wykład Vegan Hero, czyli Orestesa Kowalskiego, „Czy weganizm jest śmieszny?”. Zastanawiało mnie, jak osoba, która nagrywa filmiki, poprowadzi wykład na żywo. Poprowadziła mistrzowsko. Płakałam ze śmiechu 🙂 Dało mi to jednocześnie do myślenia, ponieważ nie tylko weganie potrafią przesadzać w mówieniu non stop o weganizmie. Jogini też tak mają 😛

Podsumowując, jestem bardzo zadowolona z wizyty na festiwalu. Wróciłam z odświeżoną głową i nowym spojrzeniem, jakbym wyjechała gdzieś na weekend, a byłam raptem pół godziny drogi od mojego domu. Fajnie jest mieszkać we Wrocławiu i fajnie jest mieć w nim Veganmanię 🙂

Leave a Reply