Przez prawie 6 październikowych dni we wrocławskiej Akademii Ruchu miałem wyjątkową okazję ćwiczyć jogę pod kierunkiem Manju Joisa, najstarszego syna K. Pattabhi Joisa, założyciela Ashtanga Yoga Research Institute w Mysore, w Indiach. Celowo piszę o ćwiczeniu „jogi”, a nie „ashtanga jogi”, ponieważ jak wspomniał Manju, joga jest tylko jedna, a podziały wprowadziliśmy my, ludzie Zachodu.
Rano praktykowaliśmy w stylu mysore, a po południu uczyliśmy się pranajam, mantr, korekt. Był też czas na pytania i odpowiedzi. Byłem bardzo ciekaw w jaki sposób nauczyciel z ponad 50-cio letnim stażem będzie korygował asany kogoś, kto ćwiczy nieregularnie i niezbyt długo. Korekty były w punkt – ani za mocne, ani za słabe. Osobiście mam tendencję do przesadzania i forsowania ciała, co niestety skutkuje czasami kontuzjami. Manju korygował mnie tak, że choć praca była bardzo intensywna, to jednak miałem poczucie, że subtelna granica nie jest przekraczana i urazy mi nie grożą.
Bardzo zaimponowała mi postać tego nauczyciela, również po prostu jako człowieka. Zachowuje się w sposób bardzo bezpośredni, prosty, bezpretensjonalny. Nie roztacza aury guru, wręcz nie lubi celebrowania go. Co jest celem jogi? Nirwana. Czym jest nirwana? Szczęściem, brakiem cierpienia. Czym jest joga? Połączeniem z tym, co wewnątrz, z prawdziwą naturą. Sami jesteśmy swoją świątynią, nie szukajmy tego na zewnątrz. Te głębokie, choć prosto brzmiące prawdy są często na Zachodzie pomijane lub zapominane.
„Nie miejcie oczekiwań, praktykujcie jogę, uśmiechajcie się, nie traktujcie wszystkiego zbyt poważnie, a wielkie zmiany przyjdą same.”
Dziękuję za ten wyjątkowy czas!