Kobiety w Indiach

Na podstawie książki „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii” Pauliny Wilk

Do Indii przywiodła mnie na przełomie 2013 i 2014 roku praktyka pochodzącej stamtąd sztuki walki – kalarippayattu. Przygotowywałam się do wyjazdu zarówno teoretycznie, jak i praktycznie. Starałam się pozyskać wiedzę z wielu różnych źródeł, żeby zminimalizować ryzyko niemiłych niespodzianek. Mimo, że miała być to moja pierwsza wyprawa do Azji, zdawałam sobie sprawę, że elementy indyjskie które docierają na Zachód, są jednak bardziej inspiracją czy luźną wariacją na temat tamtejszej kultury niż rzeczywistym odzwierciedleniem rzeczywistości, w której przyjdzie mi żyć przez miesiąc.

Jednym z lepszych i najbardziej wyczerpujących źródeł, do których miałam możliwość zajrzeć, była książka „Lalki w ogniu. Opowieści z Indii”. Najbardziej poruszył mnie rozdział obrazujący sytuację tamtejszych kobiet „Obyś była matką tysiąca synów”. Temat, na który jestem uwrażliwiona, z racji własnej płci oraz częstych przejawów patriarchalizmu czy seksizmu, z jakimi spotykam się na co dzień w naszej rzeczywistości.

Indie są przeludnione. Zajmują ok. 2,5% powierzchni świata, a mieszczą ok. 17% ludności. Populacja nadal rośnie, ponieważ Hindusi wysoko cenią płodność. Tak dokładnie, trudno ich nawet policzyć, ze względu na tę ogromną ich liczbę i różnorodność stylów życia – machina administracyjna zwyczajnie nie jest wystarczająco wydolna.

Wiele osób nadal rodzi się na wsiach, z dala od szpitali. Hinduski wydawane są tam za mąż wcześnie, już jako nastolatki. Do szkoły uczęszczają tylko kilka lat. Istnienie dziewczynek jest bardziej zagrożone, ponieważ jest mniej ważne. W czasie ślubu kobiety życzą sobie „Obyś była matką tysiąca synów”. Dziewczynki porównywane są wręcz do kwiatów, które zakwitły w cudzym ogrodzie. Inwestycja w nie się nie zwraca, ponieważ po zamążpójściu zrywają więzy z własną rodziną i odchodzą do rodziny męża. Przygotowanie posagu natomiast równa się popadnięciu w wieloletnie długi. Im szybciej córka zostanie wydana za mąż, tym mniej się płaci, stąd aranżowanie małżeństw dzieci. Córka zagraża bytowi rodziny, więc często pozbywa się jej zawczasu.

women_india

W populacji indyjskiej brakuje milionów dziewczynek. Na wsi zabija się się pokarmem (miąższ oleandrów, pestycydy, opium, surowy ryż) albo jego brakiem – pozostawione, by umarły z głodu. Są zabijane też na inne sposoby – duszenie, zakopywanie żywcem, wrzucenie do studni. Dokonują tego same matki, ze strachu (brak środków, dezaprobata męża) albo inni członkowie rodziny. Zabójstwa te (female infanticide) nie są traktowane poważnie. Sąsiedzi ani policja nie interesują się tematem i nie zadają niewygodnych pytań.

W miastach środki są bardziej wyrafinowane – jak tylko poznana zostanie płeć dziecka, można dokonać aborcji (female foeticide). O skali zjawiska świadczy fakt, że USG jest ograniczone restrykcyjnie, a lekarzom zakazano ujawnianie płci płodu. Nie oznacza to, że tego nie robią, jeżeli mogą tym samym zdobyć klienta na zabieg w prywatnym gabinecie. Wydawać by się mogło, że w mieście bieda nie powinna popychać do takich kroków. Przeważa tu jednak przekonanie, że dziewczynki są po prostu mniej wartościowymi ludźmi, decyduje więc prestiż.

W miastach też częściej dochodzi do zabójstw związanych z posagiem (dowry deaths). Ofiary takiej zbrodni konają często podpalane żywcem, oblane wcześniej naftą. Oficjalne wersja mówi o wypadku w kuchni, ponieważ w Indiach nadal popularne są palniki naftowe. Rodzina ani sąsiedzi deklarują, że nic nie widzieli ani nie słyszeli. Tylko, jeżeli policjant jest wystarczająco dociekliwy, może ustalić, że ofiara i jej rodzina byli od dłuższego czasu szantażowani o pieniądze, a kolejne opłaty nie zaspokoiły roszczeń. Tak naprawdę, zarówno decyzja o zabójstwie i jego wykonanie, jak i tuszujące ją kłamstwa, są zbiorowe. Zabija rodzina we wspólnym interesie. Przyzwolenie na to pojawia się już w momencie narodzin dziewczynki. Zbrodnia dowry death jest popularna, nie ogranicza się do patologicznych środowisk, popełniają ją prawnicy, urzędnicy, inżynierowie, lekarze. Czasem jedynie zmienia się aranżacja – jako samobójstwo przez powieszenie lub otrucie. Gazety indyjskie prawie każdego dnia piszą o takich zgonach.

Kobiety płonące w domach to pewna wersja sati – rytuału zakazanego w XIX w., polegającego na paleniu wdów, razem ze zmarłymi mężami, na ich stosach pogrzebowych. Jest to nawiązanie do postaci Sity z Ramajany (rzuciła się w płomienie, by udowodnić mężowi – Ramie – i bogom, że pozostała nieskalana, mimo przebywania w mocy demona Rawany. Agni, bóg ognia, wyniósł ją jednak z płomieni). Zwyczaj ten wciąż jest praktykowany, choć oficjalnie rzadko się rejestruje takie przypadki. Wdowa, która zginie w ten sposób, jest uosobieniem cnoty, a swojej rodzinie zapewnia szacunek. Nie zawsze wchodzą one na stos dobrowolnie – zmusza się je, podaje narkotyki. Dla rodziny męża oznacza to brak konieczności utrzymywania dodatkowego członka rodziny. Tuż przed podpaleniem stosu zdejmują z niej jeszcze biżuterię.

Dla kobiety, to ucieczka przed losem wdowy, który w Indiach może być równoznaczny ze śmiercią za życia – ogolenie głowy, pozbycie się biżuterii, mdłe potrawy (o ile nie – głodzenie przed rodzinę), brak spotkań towarzyskich. Wdowy bywają zmuszane do żebrania, wypędzane z domów. Sens życia kobiety związany jest nierozerwalnie z mężczyzną – jej opiekunem jest ojciec, brat, a potem syn, który może być jedynym ratunkiem na starość, zapewnić jej godne życie i śmierć, po śmierci męża.

Konstytucja zapewnia kobietom w Indiach równe prawa. Jednak rzeczywistość nie odzwierciedla przepisów. Na potwierdzenie trochę statystyki:

– w 1991r. brakowało 25 milionów kobiet, przypadało ich 972 na 1000 mężczyzn (norma w krajach rozwiniętych to 1050 kobiet na 1000 mężczyzn), w 2001r. było tu już 933/1000.

– w 1995r. ok. 48% społeczeństwa stanowili analfabeci, ale wśród samych kobiet ich grupa stanowiła aż 62% (1997r.).

– przestępstwa rejestrowane: co 34min. jakaś kobieta zostaje zgwałcona, co 43 minuty – porwana, a co 93 min. – zamordowana.

– ok. 45% kobiet doświadcza przemocy domowej (2002r.) – policzkowanie, bicie, kopanie.

Prawo pozostaje nieefektywne, jeżeli nie zmienia się sposób myślenia. Powstają jednak pewne inicjatywy pozwalające mieć nadzieję, że sytuacja się poprawi. Szukając jakiegoś pozytywnego akcentu na koniec, natknęłam się na Inicjatywę Ganganagar, miasta w Radżastanie. Podczas ceremonii ślubnej, 21 par wystąpiło tam przeciwko wyborze płci dziecka, składając przysięgę w obecności ok. 1000 osób. W działania te włączyły się władze wioski, które zaczęły wysyłać listy gratulacyjne rodzicom w przypadku narodzin dziewczynki. Do tej pory list przysługiwał tylko w przypadku męskiego potomka.

One Response

  1. shogan 3 lipca 2015

Leave a Reply