Pamiętam, kiedy jeszcze podczas kursu nauczycielskiego na stopień Introductory, ktoś przywiózł na jeden ze zjazdów książkę Eyala Shifroni „Joga z krzesłem”, niedostepną jeszcze wtedy w wersji polskojęzycznej. Było to małe objawienie – tyyyle wariantów! W miniony weekend, po paru latach od tamtego wydarzenia, miałam możliwość spotkać się i praktykować z Eyalem osobiście na warsztatach we Wrocławiu.
E.Shifroni, nauczyciel jogi metodą BKS Iyengara w stopniu Senior, znany jest najbardziej ze swoich książek o użyciu pomocy w jodze. Tym razem jednak przyjechał z nieco inną tematyką. Jego ostatnia publikacja „Laboratorium psychofizyczne” eksploruje efekty, jakie ma praktyka określonych wariantów asan oraz całych sekwencji na stan umysłu. I tym też zajmowaliśmy się podczas wrocławskich warsztatów z nauczycielem.
Eyal to bardzo sympatyczny człowiek. Widać, że zależy mu na przekazaniu tego, co najlepsze. Wraz ze swoją asystentką, Atar, korygują każdego praktykującego, aby praca w asanie była dokładnie taka, jaka ma być, co przełożyć ma się na określony efekt. Podczas tych 4 dni, doświadczaliśmy na sobie różnego rodzaju sekwencji, które opracował i zamieścił w swojej książce. Była sesja (a nawet 2) poświęcone wygięciom, były skłony, sesje popołudniowe natomiast dedykowane były pozycjom odwróconym oraz pranajamie.
Podobało mi się, że Eyal każdy poranek po medytacji rozpoczynał od krótkiej pogadanki filozoficznej z nami. Nie do końca natomiast podobało mi się to, że tematykę tą przerabiałam już dwukrotnie: na kursie nauczycielskim Intro I-II oraz na obecnym Junior Intermediate. Była to trochę „powtórka z rozrywki” – to, jak i wiele „patentów” czy pracy w asanach. Co więcej, z aktualnej perspektywy powiedziałabym, że w sekwencjach było wiele niedopowiedzeń, a wręcz chaosu (ja chyba nawet obudzona w środku nocy podałabym kolejność 1. przygotujcie sobie pomoce, 2. podejdźcie i popatrzcie), w tym niewystarczające przygotowanie ciała do niektórych wymagających asan. Być może było to do pewnego stopnia celowe działanie, żeby pozwolić nam na doświadczanie samemu, ale w moim odczuciu, to trzeba zaznaczyć. O ile ja, będąc pewna swojej wiedzy, czerpałam z niej wykonując pewne asany (lub niektórych nie wykonując – jak skłonu adho mukha virasana pomiędzy wygięciami), o tyle ktoś mający mniej doświadczenia, mógł nie mieć z czego czerpać. Takie zresztą głosy słyszałam – że „on chyba zakłada, że wszyscy już są tak doświadczeni, że nie trzeba podawać instrukcji”. Moim zdaniem trzeba – przecież zawsze można powiedzieć coś więcej, coś co będzie rzuceniem nowego światła na asanę lub nowym aspektem pracy, pozwalającym dotrzeć głębiej. Nie chcę już wytykać tu poszczególnych słabych momentów, ponieważ widać, że Eyal jest dobrym człowiekiem, może miał słabszy czas, może pewna bariera językowa nie pozwolia mu się w pełni rozwinąć, a może był inny powód. Podsumuję tylko mówiąc, że ja po nauczycielu w stopniu seniorskim, do tego autorze popularnych książek, spodziewam się czegoś więcej.
Z pozytywnych aspektów – momenty były 😉 Przykładem niech będzie ciekawa praca w pozycjach stojących w parze, w której druga osoba pomaga unosić udo tylnej nogi paskiem (dzięki temu ma się poczucie faktycznego trzymania ciężaru ciała na niej np. w trikonasanie), wyrównywanie wydłużenia boków ciała uważnymi oddechami (praca na granicy medytacji) czy taka ciekawostka, jak odmierzyć dystans od ściany w setubandzie (w leżeniu nogi pod kątem 30 st. powinny opierać się stopami na ścianie). Zdaję sobie sprawę, że te ostatnie zdania będa przydatne tylko dla nauczycieli 😀
Cenię sobie też ogólnie możliwość popraktykowania po kilka godzin przez 4 dni, bo razem wyszło niebagatelne 17h! A także towarzystwo innych joginek i joginów, z którymi znamy się, a spotykamy głównie przy takich okazjach 🙂
Doświadczenie to pomogło mi jeszcze mocniej docenić polskich nauczycieli w stopniu Senior, z którymi mam teraz regularny kontakt – Kasię Pilorz, u której na naszym kursie juniorskim prowadzenie na poziomie Eyala po prostu by nie przeszło, czy Roberta Spicę, który doskonale przygotowuje do trudnych pozycji, a dyscyplina i konsekwencja panujące u niego są odwrotnością prowadzenia Eyala. Zarówno Kasia, jak i Robert zarówno dobrze tłumaczą to, co robią, wprowadzają do pozycji po sensownym i celowym przygotowaniu, jak i pozostawiają przestrzeń na doświadczenie.
Doceniłam też ścieżkę, jaką sama przeszłam (a co!) na przestrzeni tych kilku lat intensywnych treningów nauczycielskich i uczestnictwa w warsztatach. Jeszcze ok. 4 lata temu takie warsztaty, to byłoby coś i być może walczyłabym o przetrwanie. Teraz mogłam podejść do nich bardziej świadomie, ogarniać sytuację „z lotu ptaka” i wybierać to, co może mi się przydać na przyszłość (w praktyce własnej bądź uczeniu).
Lekcja dla mnie na przyszłość, to dokładne sprawdzenie grupy docelowej, do której skierowane są warsztaty. Brawo dla Eyala, że prowadząc warsztaty częściowo dla osób mniej doświadczonych, wprowadza tematy filozoficzne i kładzie mocny nacisk na to, że w jodze ciało jest tylko narzędziem. Ostatniego dnia poranna pogadanka filozoficzna dotyczyła tego, jak mierzyć postęp w jodze. Każdy z nas mógł zabrać głos, a na koniec Eyal przedstawił odpowiedź Krishnamacharii, który podał 2 takie obszary:
- relacje z bliskimi – im lepsze, tym większy postęp
- żałowanie tego, co sie zrobiło – im mniej żałujemy, tym większy postęp, ponieważ oznacza to, że postępujemy właściwie.
Myślę, że jest to ciekawe, choć nauczyłam się już nie uważać jogi za remedium na wszelkie bolączki. Ona pozwala poczuć się lepiej po samej praktyce, oczyścić się ze zbyt intensywnych emocji (zarówno negatywnych, jak i pozytywnych), na dłuższą metę wzmacnia nie tylko ciało, ale i charakter, niemniej problemów nie rozwiązuje 🙂 Za to trzeba się już zabrać samemu po zejściu z maty.