Nasze? ciało

Praktyka jogi, zwłaszcza w metodzie Iyengara, wydaje się być na pierwszy rzut oka przede wszystkim pracą z ciałem. Staramy się dbać o każdy szczegół asany, czasami wręcz niewiarygodnie subtelny. Wsłuchujemy się w siebie tak, żeby przyjęta pozycja ciała była właściwie wykonana. Właściwie, czyli w taki sposób, aby odbywała się w niej pełna wigoru praca, ale jednocześnie nie była przesadzona, co z kolei mogłoby przynieść w krótszym lub dłuższym czasie np. kontuzję. W znanej historii z życia Buddhy, porównał on właściwy stan umysłu osoby praktykującej do nastrojonej lutni, której struny nie mogą być ani zbyt napięte, ani zbyt luźne – tylko wówczas instrument będzie w stanie zagrać harmonijną muzykę.

Nie samą jogą żyje człowiek, czyli wycieczka w góry - Liberec :)

Z odpowiedniej perspektywy my i nasze problemy są takie nieznaczące…


Nasze ćwiczenie zaczyna się od naszego ciała i na nim się koncentrujemy. Co się dzieje, kiedy robimy to dobrze? Dzieje się coś zupełnie zaskakującego. Mimo, że pracujemy z ciałem, zaczynamy czuć coś dużo głębszego. Coś, czego raczej nie poczujemy np. ćwicząc tak sobie na siłowni. Nie dlatego, że ćwiczenia na siłowni są „złe”, ale w dużej mierze z powodu stanu umysłu z jakim praktykujemy. W jodze, pod wpływem pracy z ciałem, docieramy do naszej psychiki i naszego ducha. Znajdujemy harmonię. Harmonię nie tylko w sobie samych, ale również harmonię świata, natury. Celowo nie piszę tutaj o harmonii ze światem, ponieważ to sugerowałoby, że nadal jest oddzielenie. Jesteśmy my i gdzieś tam jest natura, z którą usilnie staramy się być w harmonii. Mimo starań, kolejny raz wpadamy w pułapkę dualizmu.
Odblokowując nasze ciało poprzez intensywną praktykę asan, sprawiamy, że energia przepływa przez nas swobodnie. Wychodzimy ze swojej skorupy i otwieramy się na słońce, wiatr, rośliny, zwierzęta, ludzi. A jeśli pójdziemy w tym jeszcze dalej, być może pewnego dnia dane nam będzie poznać to, o czym mówią wielcy Nauczyciele. Odkryjemy, że nie ma czegoś takiego jak „moje” ciało. Co wówczas pozostanie?

Scott D. Sampson tak ujmuje to w swojej książce „Kalosze pełne kijanek”:

W którym momencie powietrze w oddechu, łyk wody czy kęs jedzenia przestaje być częścią świata zewnętrznego i staje się nami? W którym miejscu wydychane powietrze i wydalone produkty przemiany materii przestają być częścią nas? Nasza skóra jest w takim samym stopniu przepuszczalną membraną, jak i barierą, trudno więc określić, w którym miejscu my się „kończymy”, a zaczyna reszta świata.
[…] obecnie zakłada się szacunkowo, że organizm człowieka składa się z około dziesięciu bilionów komórek ludzkich i stu bilionów komórek bakteryjnych. Innymi słowy, w każdym momencie twoje ciało ma w dziewięćdziesięciu procentach charakter pozaludzki, będąc domem dla większej liczby stworzeń niż liczba ludzi zamieszkujących teraz naszą planetę, a nawet niż liczba gwiazd Drogi Mlecznej!

Albert Einstein opisał to następująco:

Istota ludzka jest częścią całości, nazywanej przez nas „Wszechświatem”, częścią ograniczoną czasem i przestrzenią. Doświadcza siebie poprzez myśli i uczucia jako byt odseparowany od reszty – jest to rodzaj złudzenia optycznego zachodzącego w świadomości. To złudzenie jest niczym więzienie, ograniczające nas do osobistych pragnień i uczuć, którymi darzymy kilka osób z najbliższego otoczenia. Naszym zadaniem powinno być wydostanie się z tego więzienia poprzez poszerzanie obszaru naszej empatii, aż obejmie ona wszystkie stworzenia i całość piękna natury.

Wszyscy chcemy być wolni, choć (jak powszechnie wiadomo) – ucieczka z więzienia zwykle nie jest łatwa – wymaga ciężkiej pracy, wytrwałości, cierpliwości i konsekwencji. Czego Wam i sobie z całego serca życzę.

Leave a Reply