Jak dobrze jest mieszkać we Wrocławiu 🙂 W zaledwie tygodniowym odstępie gościmy najlepszych polskich nauczycieli jogi wg metody BKS Iyengara! Nadal mam świeżo w pamięci warsztat z Robertem Spicą, a już w ostatni weekend zawitał do nas Jerzy Jagucki.
Był to jeden z najbardziej urozmaiconych warsztatów, w jakich brałam udział (nie liczę kursu nauczycielskiego). Jerzy przekazywał nam swoją wiedzę zdobytą nie tylko jako nauczyciel jogi, ale także fizjoterapeuta, licencjonowany terapeuta manualny/kręgarz oraz praktykujący zen.
Zaczęliśmy w sobotę od sesji terapeutycznej – najpierw na dolne plecy, potem barki i szyję.
Najpierw jednak Jurek podzielił się z nami wiedzą anatomiczną – zaprezentował tablice prezentujące system mięśniowy, układ kostny, kręgosłup (w tym obraz zmian zwyrodnieniowych) oraz układ nerwowy.
Zwyrodnienia w naszych czasach nie pojawiają się dopiero na starość, a już w stosunkowo młodym wieku, bo ok. 30 roku życia. Biorą się ze skumulowanego przeciążenia. Praktykując jogę, zwłaszcza terapeutyczną, możemy te zmiany zatrzymać, a nawet do pewnego stopnia odwrócić.
Sesje terapeutyczne dobrze jest znać, nawet jeżeli w danym momencie nie są nam potrzebne. Ból w dolnych plecach może zdarzyć się w każdej chwili nam lub naszym bliskim, jeżeli za długo (pow. 2 godzin) przebywamy w jednej pozycji np. siedząc w pracy, w samochodzie, w domu.
Jeżeli ktoś już ma problem z plecami czy barkami, to nie powinien ćwiczyć dynamicznie, poniewać to może jeszcze mocniej spiąć, co będzie prowadziło do zaostrzenia bólu.
Ból w jodze Iyengara dzieli się na pozytywny – o małej intensywności, który świadczy o dotarciu do danego obszaru w ciele, jego otwieraniu czy rozciąganiu oraz na ostry, kłujący, nieprzyjemny, który oznacza, że daną pozycję powinno się opuścić.
Popołudniowa sesja miała już inny charakter. Wcześniej nie stroniliśmy od refleksji, ale tę część warsztatów ona zupełnie zdominowała. Jurek odczytywał fragmenty ze swoich, jak to określił „złotych myśli”, które zbiera z różnych źródeł. Przez kilka minut siedzieliśmy medytując, chwilę później leżeliśmy ok. 20min. w savasanie, podczas której nauczyciel czytał fragment książki „Kto umiera”. Miało nas to oswoić ze śmiercią – nie tylko taką, która się końcem naszego życia, ale też w przenośni – z tym, że czasem coś tracimy, po to, by coś mogło się narodzić.
Następnie przeszliśmy do praktyki – sekwencji z Puny, kwatery głównej Iyengarów 😉 Bardzo lubię te sesje – za każdym razem, jak słyszę, że sekwencja jest z Puny, to mogę być pewna, że będzie to porządna praca. Nie będę przedstawiać jej tu asana po asanie, bo nie taki jest cel tego wpisu. Ciekawostką może być to, że pojawiły się dość nietypowe asany – vasistasana i anantasana, przeplatane adho mukha svanasaną i chaturangą. Bardzo podobnie, jak na warsztatach tydzień wcześniej, ale jednak sesja była zupełnie inna.
Wieczorem spędziśmy jeszcze chwilę na kolejnych refleksjach i czytaniach. Jakie było moje zdziwienie, gdy odczytana została moja praca z Introductory I! Jest mi bardzo miło i zachęciło mnie to do upublicznienia jej na blogu 🙂 Odczytany fragment dotyczył tego, czym jest dla mnie praktyka jogi na codzień. Następnie zastanawialiśmy się nad tym, czy to my mamy brać coś dla siebie, czy być dla innych. Jerzy zacytował pytanie zadanie Maharishi:
– Jak można pomagać innym?
-Nie ma innych
Po takim cytacie trudno pisać dalej, niemniej została jeszcze niedziela 🙂
Rano w trakcie koncentracji słuchaliśmy tekstu
Mam ciało, ale nie jestem ciałem (…), mam uczucia, ale nie jestem uczuciami (…), mam myśli, ale nie jestem myślami (…). Jestem tym, co zostaje, czystym centrum świadomości, nieporuszonym Świadkiem wszystkich tych myśli, uczuć, emocji i odczuć.
Następnie otrzymaliśmy zestaw asan do praktyki własnej, w samodzielnie ustalonym porządku – w zależności od tego, czy ktoś potrzebował się wyciszyć, czy rozbudzić.
Po takiej rozgrzewce Jurek zaproponował nam intensywną sesję Iyengara z wygięciami.
W ostatnim bloku usiedliśmy w zazen, a na sam koniec ułożyliśmy się do prowadzonej savasany, tym razem z innym cytatem – medytacją przejścia.
Jak widać, warsztat obfitował w różnorodne formy praktyki, niemniej największy akcent w moim odczuciu położony został na część duchowo-filozoficzną.
Jerzy mówił, że w jodze Iyengara mało jest miejsca na medytację. Jakiś czas temu doszłam to podobnego wniosku. Mówi się o tym, że celem jogi jest rozwój duchowy i dotarcie do swojej prawdziwej istoty, a w praktyce głównie ćwiczy się asany i pranajamę. Rozumiem, że jest to wprowadzenie, ale do dalszych kroków Iyengar już nie daje tak precyzyjnych wytycznych. Mam wrażenie, że przez to niektórzy nauczyciele zupełnie ignorują temat. Niektórzy popadają w inną skrajność – kopiują hinduską duchowość, która jest mało zrozumiała na naszym gruncie.
Cieszę się, że na warsztatach znaleźliśmy czas na głębszą refleksję oraz praktykę medytacji w stonowany, wyważony sposób, który pozostawiał drzwi otwarte dla osób z różnymi poglądami filozoficzno-religijnymi. Weekend spędzony w taki sposób mogłabym określić jako inspirujący, a nawet uskrzydlający dla dalszej praktyki jogi i praktyki życia.