Życie na skróty
Żyjemy w czasach wielkiego pośpiechu. Nierzadko musimy szybko wstać rano, w biegu umyć się i zjeść, żeby być na czas w pracy. Potem intensywnie pracujemy, żeby szybko wrócić do domu i zająć się kolejnymi obowiązkami. Mamy wrażenie, że im szybciej uda nam się zrobić pewne rzeczy, tym bardziej „wygrywamy”. Idealnie jest, jeśli uda nam się np. połączyć posiłek z rozmową i jeszcze przy okazji z przejrzeniem maili na smartfonie. Tyle rzeczy w tym samym czasie! Czas na posiłek nie poszedł więc na marne, jesteśmy bardziej produktywni. Zrobiliśmy więcej i szybciej.
Podobnie w naszej praktyce, czy to jest joga, zen czy też inna forma rozwoju, często myślimy o tym, że fajnie byłoby osiągnąć rezultaty szybciej.
Ileż można się męczyć, wałkując w kółko tę samą asanę, czy też siedzieć w zazen gapiąc się w podłogę. Do tego często nie widząc zauważalnych postępów. Gdyby tak można było pójść drogą na skróty… I najlepiej osiągnąć szybko jakiś spektakularny efekt, jak np. postać dłużej na głowie, założyć pełny lotos, czy może nogę za głowę. Pełnia szczęścia byłaby wtedy, kiedy zdążylibyśmy jeszcze do tego zrobić zdjęcie na facebooka.
W epoce Edo, w Japonii, listy i inne przesyłki były dostarczane przez hikyaku, specjalnych kurierów. Znali oni zwykle bardzo dobrze teren i słynęli z tego, że potrafili wypełniać swoje zadania bardzo szybko, dzięki temu, że korzystali ze skrótów. Zamiast poruszać się wytyczonymi traktami, znajdowali najkrótszą drogę, która często prowadziła przez podwórka i gospodarstwa różnych ludzi. Nasz bohater również słynął z szybkości uzyskanej poruszaniem się na skróty. Pewnego dnia, gdy wiedział, że czeka go dłuższa trasa, przygotował sobie posiłek, kulkę z ryżu (onigiri), którą włożył za pazuchę górnej części kimona, przewiązanej pasem. Miał więc na sobie nieco inny ubiór niż prezentowany na zdjęciu niżej doręczyciel. Przesyłkę przywiązaną do bambusowego kija przerzucił przez ramię i ruszył biegiem w trasę. Po pewnym czasie poczuł, że musi skorzystać z toalety. Toaleta była po prostu kładką umieszczoną nad rzeką, dzięki czemu zawartość była automatycznie „spłukiwana”. Stanął więc na kładce, rozwiązał pas i… plum! Kulka z ryżu wpadła prosto do wody. Listonosz zadumał się nad tym faktem i pomyślał: „Ta ryżowa kulka udała się drogą na skróty!”.
Gdyby ten posiłek przeszedł pełną drogę, przez usta i cały przewód pokarmowy, z pewności trwało by to dość długo, jednak dzięki temu nasze ciało zostałoby odżywione, organizm pozyskałby z ryżu cenne składniki, a dodatkowo otrzymalibyśmy energię do działania. Ponieważ jednak tak się nie stało, kulka stała się bezużyteczna. Mimo, że w pewnym sensie trafiła w miejsce, gdzie i tak by trafiła, przynajmniej w jakiejś części.
Podobnie jest z naszą praktyką jogi, a w zasadzie z całym życiem. Pewne rzeczy wymagają czasu. Muszą zostać dobrze strawione, muszą dojrzeć. Ciało i umysł potrzebują czasu na adaptację i rozwój. A my potrzebujemy po prostu więcej cierpliwości i życiowej pokory.
Czasami słyszę o osobach, które chciałyby ćwiczyć jogę, ale nie mają czasu, więc może dałoby się jakiś szybki instruktaż na YouTube obejrzeć, albo przeczytać książkę typu „Joga w weekend” (lub, co gorsza, „Oświecenie w weekend”) i potem sobie poćwiczyć co nieco. Tak się niestety nie da. Zwłaszcza na początku drogi, instrukcje i praktyka pod okiem kompetentnego nauczyciela są kluczowe. Nie ma tu drogi na skróty.
To oczywiście tylko przykład, poszukiwanie skrótów może przybrać też zupełnie inną formę. Nikt nie zna nas lepiej od nas samych, więc każdy z nas wie, jakie ma tendencje i gdzie próbuje kombinować, często oszukując samego siebie i gubiąc w pośpiechu to, co tak naprawdę jest istotą naszej praktyki, naszego życia i nas samych.
Opowieść o hikyaku została zaczerpnięta z teisho wygłoszonego podczas tegorocznego sesshin z Yasusada Seki Hotei.