Egzamin nauczycielski na stopień Introductory II

Cały czas trudno mi uwierzyć, że to już. Jestem oficjalnie dyplomowanym nauczycielem jogi metodą Iyengara w stopniu Introductory II, czyli pierwszym stopniu, za który należy się dyplom z Instytutu w Punie (Indie).

Już z dyplomem. Znajdź wszystkich Iyengarów na obrazku ;)

Już z dyplomem (póki co polskim). Znajdź wszystkich Iyengarów na obrazku 😉

Zdobycie dyplomu nie oznacza bynajmniej, że już „umiem jogę”. Czasem słyszę to od początkujących uczniów „ja tego nie umiem” itp. Kochani, jogi nikt nie umie. Ci, którzy wiedzą wiecęj, uczą po prostu tych, którzy wiedzą mniej. Joga to ścieżka rozwoju. Czy o swoim życiu czy celu życiowym byście powiedzieli, że je „umiecie”? No chyba nie. Po prostu kroczycie swoją ścieżką i mierzycie się po drodze z wyzwaniami, jakie przed wami stają. Tak samo jest z praktykowaniem jogi.

Jest to ścieżka na tyle długa i wymagająca, że egzamin inicjacyjny, który ma w nazwie „Wprowadzający” („Introductory”) można zdawać najwcześniej po 6 latach praktyki: dopiero po 3 latach od rozpoczęcia praktyki można aplikować na kurs, a sam kurs trwa następne min. 3 lata. Tak przynajmniej było jeszcze za czasów mojej aplikacji.

Niedawno pisałam o zakończeniu kursu nauczycielskiego, ale egzamin to zupełnie osobna przygoda.

Jurek Jagucki, pełniący funkcję moderatora, chciał zresztą, żebyśmy nie myśleli o tym jako o egzaminie, tylko praktyce dla nas oraz dla Komisji. Ja dla uproszczenia będę to wydarzenie nazywała egzaminem.

Moja kolej - uczę na ocenę dhanurasany

Moja kolej – uczę na ocenę dhanurasany, a światło jest ze mną 😉

 

Dhanurasana - przygotowanie nóg

Dhanurasana – przygotowanie nóg

 

Dhanurasana - bokiem do uczniów, żeby było lepiej widać

Dhanurasana – bokiem do uczniów, żeby było lepiej widać

Jakkolwiek by do tego nie podejść, znamienne dla egzaminów jogicznych jest to, jak bardzo odarte są one z górnolotnej formy – nikt nie nosi tutaj galowego stroju, nie zasiada za biurkiem, nie zdaje się na podstawie opanowanego teoretycznie materiału. Materiał oczywiście jest – na bazie ponad 40 asan, ale trzeba go wielokrotnie przepraktykować i doświadczyć wcześniej. Treść z minimum formy. Do tego dochodzi zmęczenie i dzięki temu pokazujemy tu tak naprawdę siebie. Nie ma siły ani możliwości na nic więcej, jak tylko być sobą. Jedynych właściwych instrukcji do pozycji też nie da się wykuć na pamięć, bo one po prostu… nie istnieją. Trochę mi zajęło, zanim to zrozumiałam. Asany trzeba po prostu poczuć, zrozumieć, wtedy przyjdą właściwie instrukcje, dostosowane do praktykujących – czy jesteśmy nimi my sami, czy uczniowie. Tym samym trudno jest zrobić coś na kształt „próby generalnej” egzaminu. Po pierwsze, to jest maraton, a do maratonu nie przygotowujemy się biegając co chwilę próbne maratony, tylko stopniowo się wzmacniając. Po drugie, ta sytuacja jest unikatowa, nie wiemy ostatecznie co i kogo będziemy uczyć, dopóki nie zacznie się egzamin.

Trudność egzaminu polega też na tym, że będąc na miejscu na macie wątpimy w siebie miliony razy i również miliony razy decydujemy, że nie wyjdziemy trzaskając drzwiami, tylko zostaniemy w tej asanie, a potem następnej i następnej… i zrobimy to tak dobrze, jak tylko możemy w danej chwili. Mimo, że wiele osób pisze po fakcie miłe słowa, że w nas nie wątpiło, to my sami musieliśmy to zwątpienie pokonać, żeby dotrzeć do końca.

Przygotowujemy się do części praktycznej

Przygotowujemy się do części praktycznej

Egzamin składał się z 2 części – pierwszego dnia były to 3 godziny praktyki, drugiego 3 godziny uczenia. Do tego praca pisemna na kilka tematów dotyczących filozofii, anatomii oraz uczenia, którą składaliśmy już na miesiąc wcześniej.

Pierwszy dzień

Na sali mogliśmy pojawić się około godziny przed rozpoczęciem sesji, żeby się przygotować. Wcześniej w trakcie kursu mieliśmy kilka razy taką próbę egzaminu, więc wiedziałam, że nie ma co się przemęczać wcześniej, ponieważ te 40+ asan z dokładnie mierzonym czasem na każdą, jest wystarczająco wyczerpujące. Nigdy jednak nie ćwiczyło mi się tak ciężko, jak na egzaminie. Wiele razy zastanawiałam się, czy uda mi sie dotrwać do końca, ponieważ dosłownie nie miałam już sił. Prawdopodobnie wiele działo się w mojej głowie, ale jednak wcześniejsza kilkugodzinna podróż pociągiem mojej ulubionej relacji Wrocław – Kraków, też zrobiła swoje. Szczęśliwie zarówno ja, jak i reszta grupy, przeżyliśmy, aby kontynuować następnego dnia rano.

Sekwencja do uczenia - każdy dostał po 2 asany, potem jeszcze uczyliśmy odwróconych

Sekwencja do uczenia – każdy dostał po 2 asany, potem jeszcze uczyliśmy odwróconych

Drugi dzień

Parę minut po 8 rano dowiedzieliśmy się, jakich asan będziemy uczyć począwszy od 9. Została niecała godzina, żeby przestać się stresować, po raz ostatni zerknąć w notatki i zdać sobie sprawę, co mogło nam w nich pójść nie tak dzień wcześniej. Pozycje do uczenia dostaje się bowiem zazwyczaj na podstawie poczynionych błędów. Można odebrać to jako złośliwość, ale tak naprawdę jest to część koncepcji edukacyjnej roli egzaminu. Dzięki temu dowiadujemy się, co można zrobić lepiej, czego nie robić i jak potem uczyć innych. Poza 2 asanami „zwykłymi”, każdy dostaje też do uczenia 2 odwrócone: stanie na głowie i świecę.

Jurek Jagucki otwiera dzień drugi - po lewej my, po prawej Komisja, z przodu uczniowie

Jurek Jagucki otwiera dzień drugi – po lewej my, po prawej Komisja, z przodu uczniowie

 

Na pierwszy ogień poszła Ewa i jej adho mukha svanasana, czyli pies z głową w dół

Na pierwszy ogień poszła Ewa i jej adho mukha svanasana, czyli pies z głową w dół

 

Sylwia i parsvottanasana

Sylwia i parsvottanasana

Na koniec wyniki

Komisja swoją praktykę wzięła do serca i dawała od serca. Nie szczędziła trafnych pytań, które miały nas na coś naprowadzić. Traktowali nas jak młodszych członków rodziny jogicznej, których trzeba czegoś nauczyć, tak jak ich kiedyś ktoś nauczył. Nie generowali dodatkowego stresu, którego i tak juz było wystarczająco dużo. Panowała przyjazna, ciepła, życzliwa, ale profesjonalna z punktu widzenia przekazywanej wiedzy atmosfera.

Po egzaminie nastąpiły obrady Komisji. O tyle ważne, że wynik egzaminu to nie tylko takie proste „zdać/nie zdać”. To podsumowanie całej praktyki – tego, co robimy dobrze, a co moglibyśmy poprawić, zarówno w praktyce własnej, jak i uczeniu. Po obradach pojedynczo wchodziliśmy na salę, aby usłyszeć kilka zdań na swój temat, co było bardzo cenną informacja zwrotną.

Już po wszystkim, na zdjęciu Marta Zwolińska (organizatorka), Konrad Kocot (nasz nauczyciel), Roman Grzeszykowski (właściciel szkoły Sadhana, w której odbywał się egzamin), członkowie Komisji: Jerzy Jagucki, Joanna Jedynak, Magda Kapela (brakuje Pauliny Stróż), obserwatorzy, a na dole my z dyplomami

Już po wszystkim, na zdjęciu Marta Zwolińska (organizatorka), Konrad Kocot (nasz nauczyciel), Roman Grzeszykowski (właściciel szkoły Sadhana, w której odbywał się egzamin), członkowie Komisji: Jerzy Jagucki, Joanna Jedynak, Magda Kapela (brakuje Pauliny Stróż), obserwatorzy, a na dole my z dyplomami

Niesamowite było to, że mimo podziału naszej kursowej grupy na 3 tury, wszyscy już od piątku przeżywaliśmy zmagania pierwszych osób, a osoby, które zdały wcześniej, kibicowały do ostatniej chwili tym z ostatniej tury do poniedziałku. Ja będąc jeszcze w piątek we Wrocławiu, w drodze na zajęcia, czułam jakbym sama już zaczęła ten egzamin, jechałam z lekkim wzruszeniem, bo właśnie zdawali „moi”. Myślę, że słowa otuchy i wsparcia, które pojawiały się w międzyczasie na naszej grupie facebookowej pomagały wszystkim. Wszyscy razem zdawaliśmy ten egzamin i wszyscy zdaliśmy 🙂

To jednak, że ten egzamin raczej się zdaje, nie oznacza, że jest on łatwy. Trzeba się do niego solidnie przygotować, fizycznie i psychicznie, i zajmuje to lata. Wiele osób odpada po drodze, rezygnuje z różnych powodów lub nauczyciel prowadzący im dziękuje. Zdarza się, że ktoś zrezygnuje tydzień przed egzaminem, bo nie czuje sie wystarczająco przygotowany. Zostają ci, którzy mają siły stanąć do egzaminu i trzymać się przez te wszystkie godziny.

Przed rozpoczęciem kursu sama do końca nie wiedziałam, czego po nim oczekuję. Początkowo chciałam pogłębić praktykę własną i może wzmocnić charakter. Nie byłam pewna, czy w ogóle chcę wrócić do uczenia, które zaczęłam dość wcześnie, nie mając zbyt wiele wiedzy. Z czasem do tego wróciłam i moim celem stało się nabranie w tym więcej pewności siebie. Nie przypuszczałam jednak, że po egzaminie na Intro II – inicjacji, czyli przejściu w grono dyplomowanych nauczycieli jogi metodą Iyengara, poczuję tyle wewnętrznej mocy i sprawczości.

Mój dyplom, który nie jest sednem sprawy, ale miłą wisienką na torcie

Mój dyplom, który nie jest sednem sprawy, ale miłą wisienką na torcie

Co dalej?

To najważniejsze. Wiele osób może pójść na kurs i zdać egzamin, ale najważniejsze jest to, co sami z tym zrobimy. Czy energię, jaka płynie z praktyki i zdania egzaminu przekujemy na coś pozytywnego, czy pozwolimy jej się rozmyć wśród wielu codziennych obowiązków? Na to każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Ja wiem, że jestem na właściwej drodze życiowej i to jest bezcenne.

W związku z pojawiającymi sie pytaniami, wkrótce planuję napisać kilka słów o tym, czy w ogóle warto iść na kurs nauczycielski, ponieważ jest to złożony temat.

Podziękowania

Na koniec chciałabym jeszcze raz serdecznie podziekować następującym osobom:

  • Konrad Kocot – za kurs, podczas którego nauczyłam się dużo więcej niż tylko instrukcji do asan
  • Grupa – za wspólne jogowanie i życie, i wspieranie się, zwłaszcza w ostatnich momentach
  • Joanna Mościńska – Krupa – za to, że uwierzyła we mnie, mimo że wtedy jeszcze krótko się znałyśmy i wystawiła mi rekomendację na kurs nauczycielski, nauczyła wielu rzeczy, powierzyła najpierw zastępstwa, a później już regularne zajęcia w swojej szkole Abhaya Studio Jogi we Wrocławiu
  • Bunyu – za to, że wspiera mnie na codzień
  • inni nauczyciele, do których chodziłam na zajęcia i jeździłam na warsztaty, zwłaszcza Robert Spica, do którego wracałam najczęściej – za wszystko, czego się nauczyłam i do czego mnie zainspirowali
  • osoby, które motywowały mnie, żeby brać udział w warsztatach i kursie, i pogłębiać swoją praktykę
  • Komisja, czyli Jurek Jagucki, Joanna Jedynak, Magda Kapela, Paulina Stróż oraz obserwatorzy – za to, że nie nakręcali stresu, tylko tworzyli atmosferę wspólnej jogicznej rodziny
  • moi Uczniowie, dzięki którym codziennie się uczę w praktyce
  • Uczniowie na egzaminie, którzy znaleźli czas w poniedziałek rano i dzielnie ćwiczyli do naszych instrukcji, dzięki czemu nie musieliśmy prowadzić zajęć egzaminacyjnych na sobie nawzajem.

Namaste  _/|\_

Leave a Reply