W miniony weekend, 14-16 września, gościła po raz kolejny w Warszawie nauczycielka jogi z Nowego Jorku, Carrie Owerko. Trochę się wahałam, czy jechać, bo jednak do Warszawy z Wrocławia jest kawałek, ale słyszałam dużo dobrego o Carrie. Jestem też na bieżąco z wegańskimi rankingami i miałam ochotę odwiedzić w Warszawie część z wielu lokali, które sprawiają, że nasza stolica jest w czołówce światowej miast przyjaznych weganizmowi wg portalu Happy Cow (3. miejsce w 2017, a 7. w tym roku).
Tak, w Warszawie nie byłam już od paru lat, od czasu Konwencji Stowarzyszenia Jogi Iyengara w Polsce w 2015 r., na której gościła nauczycielka z Puny, Gulnaaz Dashti (jeden z pierwszych wpisów na blogu dotyczył właśnie tych warsztatów). Było to wtedy jednak inne miejsce w Warszawie, no i trochę inna ja.
Carrie Owerko to nauczycielka jogi metodą BKS Iyengara w stopniu seniorskim. Na jej zajęciach jednak głównym bohaterem jest ruch. Carrie łączy elementy gimnastyki, pilatesu, tańca, tai chi i sztuk walki, wplatając w to asany jogi. Nacisk położony jest na zadbanie o to, by przywrócić czy utrzymać prawidłowe funkcjonowanie ciała, stąd asany, jeżeli się pojawiają, to w krótkich czasach i nietypowych (np. celowo asymetrycznych) wariantach, imitujących prawdziwe życie. Przykładem niech będzie utkatasana, którą wykonywaliśmy m.in. z jedną nogą lekko wysuniętą do przodu, tak jak naprawdę wchodzi się po schodach czy górach.
Czy zgadzam się z Carrie, że ruch jest ważny? Jak najbardziej. Tego czasem brakowało mi praktykując tylko jogę, ponieważ w metodzie Iyengara mało jest przejść (vinyas). Dlatego biegam, spaceruję, chętnie wyjeżdżam w góry, na codzień przemieszczam się rowerem, od czasu do czasu tańczę.
Czy oczekuję po metodzie Iyengara, że zapewni mi szybką gimnastykę całego ciała? Absolutnie nie. Owszem, praktykuję jogę także po to, by się poruszać i wzmocnić, ale niezwykle ważna jest dla mnie głębsza praca, jaka z tej praktyki wynika. Lubię zatrzymać się dłużej w jednej pozycji, po to by umysł mógł dotrzeć do peryferii ciała, wszystkich tych drobnych i odległych elementów, o których łatwo jest zapomnieć w codziennym biegu do przodu.
Metoda praktyki Carrie Owerko bez dwóch zdań jej służy. Ma 56 lat, a emanuje niezwykle świeżą i pozytywną energią. Już nie będę się rozwodzić nad ciałem czy cerą, których niejedna młodsza joginka na sali mogłaby jej pozazdrościć 😉
A czy ja tego właśnie szukam na warsztatach jogi Iyengara? Nie. I mimo całej sympatii i podziwu dla osoby nauczycielki, na razie nie będę chciała wrócić.
Te parę lat temu, gdy po raz pierwszy byłam jogicznie w Warszawie, dopiero zaczynałam kurs nauczycielski. Zaczynałam przyspieszony okres chłonięcia jogicznej wiedzy i doświadczenia. Teraz, już ze swoim pierwszym nauczycielskim stopniem i po wielu warsztatach za sobą, wiem bardziej wyraźnie, jaka praca do mnie przemawia. I to nie jest tak, że nie lubię pracować dynamicznie – lubię, ale jak jest w tym miejsce na jogiczną refleksyjność, czyli paksę i pratipaksę, którym poświęciłam jeden z wpisów:
Dosłownie „paksa” tłumaczona jest jako opowiedzenie się po którejś stronie, natomiast „pratipaksa” – jako działanie przeciwne, przyjęcie przeciwnej strony, przeciwdziałanie czemuś. Do praktyki asan można odnieść to w taki sposób, że należy trzymać w równowadze stronę mocniejszą oraz słabsza, aby równomiernie rozwijać lewą i prawą część ciała, przód i tył.
Wizyty w Warszawie nie żałuję. Uwielbiam nowe doświadczenia, a w tym przypadku były to nie tylko warsztaty ze znaną nauczycielką, ale i wegańska strona miasta w postaci Lokalu Wegan Bistro, Lokalu Dela Krem czy Vegan Ramen Shop. Lubię stawiać sobie nowe wyzwania, a jest nim każdorazowo zorganizowanie sobie nawet takiej małej podróży i nie zgubienie się i nie spóźnienie w obcym mieście 😉 Są nim też warsztaty, które zaskakują oraz nauka akceptowania rzeczywisości takiej, jaka jest. A do tego, co nie mniej ważne, miło też było spotkać jogicznych znajomych z różnych stron Polski 🙂